środa, 17 grudnia 2008

MUZYCZNE PODSUMOWANIE ROKU 2008

Nigdy nie byłem specem muzycznym: nie znam sie zbytnio na wytwórniach, stylach, gatunkach, formie itd. Jednak postanowiłem podsumować wydawnictwa z roku 2008. Początkowo miałem podzielić to podsumowanie na albumy dobre i kiepskie. jednak od jakiegoś czasu pewne albumy zaczynają mi zgrzytać, inne urzekać a jeszcze inne wkurzać. Stąd tez podział na grupę wybranych (++) albumy dobre (+) średnie(+/-) oraz krążki słabe (-). Podsumowanie to jest strasznie subiektywne.

3 NAJLEPSZE ALBUMY ROKU (kolejność przypadkowa) ++

LOCO STAR – "HERBS" ++
pierwszy raz usłyszałem gdańszczan na kompilacji "Polskie leniwe". Zwrócili na siebie uwage od razu. jednak debiutancki album już aż takiego wrażenia nie zrobił . No bo jak to artyści na autorskim albumie mogą mieć dwa covery? dlaczego album jest taki niespójny? - te i inne pytania miałem w głowie przy pierwszym krążku. A Herbs? niesamowicie spójny, dopracowany, klimatyczny, "locosowy". Duża dawka emocji ale też i energii ("in music we trust" "steppin'"). Marsija wokalnie powala a a dzwięki które wydmuchuje z ogromną wrażliwością Tomek dotykają jak malarskość Almodovar'a. Kawał dobrej pracy. Mamy poważnych kandydatów do eksportu na zachód.

ELLEN ALLIEN – "SOOL" ++
kosmitka Ellen ...tak... nie spodziewałem się niczego rewelacyjnego po tym albumie, byl mi całkowicie obojętny a tutaj bardzo miła niespodzianka. Czy sama, czy we współpracy - to mnie nie interesuje. Nagrała kawał dobrego minimalu ocierającego się momentami o idm (i nie mogę się pozbyć wrażenia delikatnej ambint'owości tego wydawnictwa). Szkoda, że booklet tez jest bardzo minimalistyczny:P Metro, spikerka, echo, soczyste dźwięki
jak i szepty. czego chcieć więcej? Rawski chce być nowym Gilsem Pitersonem. a ja? tak chce być nową Ellen Allien - ale malarstwa, tak malarstwa.

HOT CHIP - "MADE IN THE DARK" ++
Panowie są wg mnie pewnym ewenementem. Wydali trzeci album w swojej dyskografii który mógłby być spokojnie ich pierwszym. Fenomen tego zespołu jest fakt, że z albumu na album są coraz lepsi. nie ma tu syndromu drugiej płyty ani innych takich historii. jest za to zabawa wokalami samplami ... Album odbiera się tak swobodnie jakby chłopcy weszli do studio z skrzynka wódki i dobrze się bawili. Jest i tanecznie i wesoło i melancholijnie i smutno. "shake a fist" jak i "ready for the floor" to po prostu parkietowe wymiatacze. nie da się przy nich choćby nie pobujać. Jeśli w 2009 nie pojawia się choćby na jednym polskim festiwalu, będzie to oznaczało ze organizatorzy są
po prostu głusi.

STREFA ALBUMÓW DOBRYCH I MNIEJ DOBRYCH ALE NA PLUSIE (kolejność prawie przypadkowa) +

FLYKKILLER - „EXPERIMENTS IN VIOLENT LIGHT”
Nie uważam tego albumu za wydany w roku 2008, jednak przez polskie opóźnienie trzeba o nim wspomnieć. jest bardzo dobrym wydawnictwem roku 2007 i wtedy dałbym mu " ++ ". Amen.

GRACE JONES - „HURRICANE” +
Huraganem to ta płyta nie jest - to tak wstępie."Królowa" klubów wróciła z bardzo dobrym materiałem. Czasu od ostatniego wydawnictwa minęło dużo, ale nie wpłynął on ani na wokal ani na wygląd (nie ma co ukrywać) babci Grace. Album rozpoczyna mocna fraza : "this is my voice, my weapon of choice" i nie jest to rzucone na wiatr. Była dziewczyna Bonda wykorzystała znane już ze swojej twórczości frazy np. slave to the rythm" jak i muzyczne rozwiązania (początek do „williams blood”) Współpraca z Trickym i Brianem Eno wpłynęła na cały wydźwięk albumu. Mamy industrialny klimat singlowego (i chyba najświeższego kawałka na albumie) "Corporate Cannibal", jamajski klimat w "Love You to life", piosenkowy "well weel well" i trochę tkliwy i przesadzony utwór "I'm crying (Mother's Tears)". Album zamyka świetna kompozycja "Devil in my life" która jest mieszanka nastrojów. "Hurricane" jest dowodem na ogromne mozliwości wokalne Grace - dobrze brzmi wyśpiewywując sobie chórki, drąc japę jak i szepcząc. Na albumie brakuje mi jednak kawałka na miarę "I need a Men" - czegoś z przytupem i niesamowita energią. szkoda. a tak to tylko 1.5 plusa i do piedestału wyżej się nie udało.

THE HERBALISER - „SAME AS IT NEVER WAS” +
Nie wiem dlaczego londyńczycy nazwali album od tytułu tego kawałka, bo szczerze jest chyba najsłabszy na całym krążku. Niesamowita energia, radość i klimat to siła tego wydawnictwa – zęby się same suszą a stopy podrygują i wybijają rytm utworów. Pełna swoboda i taneczność wsparta naprawdę dobrymi feat'uringowcami jak Yungun Aka Essa czy wspaniałym wokalem Jessica'i Darling który pieści uszy słuchacza. Super gra instrumentów perkusyjnych i dęciaki... tak, tak piękne dźwięki dęte. Album idealny do słuchania w szare poranki, kiedy zaczyna nas łapać jakiś jesienny dołek. Bardzo mocne wydawnictwo roku 2008.

MR SCRUFF - „NINJA TUNA” +
już od pierwszego spojrzenia na okładkową rybkę robi się przyjemnie, a jeszcze radośniej kiedy zaczynają wydobywać się dźwięki. Kawał dobrego materiału. Eklektycznie i z humorem – tak najlepiej określić ten krążek. Jeden z albumów który się lubi nie wiadomo dlaczego :) I na tym zakończę.

MILOSH - „iii” +
nie umiem opisać tego albumu. po prostu nie umiem. Mógłbym wklejać recenzje ale po co? naprawde bardzo dobre melancholijne kompozycje wsparte głosem Milosha. Wokal który niesamowicie nasuwa mi skojarzenie z Thomem Yorkiem, jednak jest inny: bardziej "wrażliwy". najbardziej kobiecy wśród męskich albumów. Szkoda, że takich artystów płci męskiej jest tak mało.

SILVER ROCKET - "TESLA" +
Kolejny album projektu Silver Rocket "pod batutą" Mariusza Szypury. Jest to album konceptualny, poświęcony życiu Nikola Tesli. I może dlatego trzeba podejść ostrożnie z wystawieniem oceny, gdyż można ją wystawić zbyt pochopnie. Lubie w tym albumie fakt, iż można podejść do niego na dwa różne sposoby: czytając koncepcje autora i traktować go jako opowieść o życiu Tesli albo zupełnie luźno, niczym album z półki "ambitniejszy rock".I w jednym i drugim podejściu słuchanie go sprawia ogromna przyjemność. Współpraca muzyczna również jest ciekawa: Tomek Ziętek i Marsija z Loco Star, Tomek Makowiecki oraz jak sama o sobie mówi "odnajdująca swoją droge artystyczna" Monika Brodka. Jeśli ta ostatnia jest dodatkiem, którego mogłoby nie być, tak bez Marsiji album by się nie obronił - jej rozwiązanie wokalne "Edison'a" które trudno określić bo zrobiła "coś" ze swoim głosem ale do końca nie wiadomo co; piorunujące zwrotki ale przede wszystkim wokalizy w "New Yorker" w połączeniu z pianinem i smyczkami po prostu mnie rozłożyły na łoptaki. Jest to niesamowicie owocny rok w dorobku tej artystki. Tomek Makowiecki śpiewa w swoim stylu, troche może przewidywalnie, ale szczerze nie śledzę rozwoju tego artysty. Muzycznie album jest bardzo bogaty (być może dzięki tematowi), ale nie nudzi a to najważniejsze. Album należy do tych, które niczym wino dojrzewają w naszych głowach. Dlatego warto dać mu czas, posłuchać kilka razy, zrobić sobie przerwę wypełnioną różnymi dźwiękami tak, aby znów wrócić i usłyszeć to, co umknęło przy odsłuchu 1, 2 5 , 7 czy 14. Mimo tylko/aż 9 kompozycji album nie pozostawia niedosytu. Kończy się dokładnie tak jak powinien - w tym cienkim przesmyku miedzy nadmiarem a niedosytem.

ZOVA - „JAZZ DISTORTION” +
Wydawnictwo niszowe, artysta niszowy. Ale kawał dobrej muzyki. Dużo miłych smaczków i momentami zaskakujących „zwrotów akcji”. Słuchając tego albumu, w każdym kawałku możemy się spodziewać niekonwencjonalnych dźwięków. Delikatne wokale, przyjemne skrzypce. I to wszystko Made In Poland.

HERCULES AND LOVE AFFAIR - „HERCULES AND LOVE AFFAIR” +
Musze zaznaczyć, że nie doceniłbym siły tego materiału, gdybym nie zobaczył ich występu live w krakowskim klubie "Studio". Dlatego recepta jest prosta: posłuchać ich albumu a później przewertować net i nie oszczędzając głośników zapoznać się z zarejestrowanymi koncertami. I nie musi być obecny Anthony (szczerze nie znoszę jego maniery wokalnej, no ale ważnym artystycznie wokalistą jest) aby materiał się obronił i porwał chociaż do bujania - a w Studio nie tylko bujało. Jeśli Hercules jest zapowiedzią powrotu nurtu disco, to szczerze w cekinach, czy bez, znajdę się na dyskotekach sygnowanych ich nazwiskiem i ich dźwiękami. Te dęciaki na ich występach... teraz pozostaje czekać na kolejny album. i mimo faktu ze debiutanci duży, duży plus.

LUOMO - „CONVIVIAL” +
Prawda jest taka, iż jakby ktoś dał mi do posłuchania tylko kawałek "Love You All", to tylko po nim dałbym temu albumowi plusa. Współpraca z Apparatem przyniosła naprawde piorunujący
efekt - tak ,tak wiem, że mam słabość do twórczości Apparata (i chce też być polskim Apparatem, sztuk plastycznych oczywiście :P) Jednak na Sashy nie konczy sie wspołpraca Sasu Ripatt'a z innymi artystami. Najbardziej znany szerszej publiczności feat'uringowiec wspomagający Luomo to Jake Shears z Nożyczkowych Siostrzyczek i nie ma co ukrywać ze dokonali kolejnego w skali roku parkietowego hitu który nawet bez remixu i dodawania beat'u może się nadać do tańca (i do różańca też). Album przełomowy nie jest. Projekt Luomo przełomowy nie jest. Ale dobra muzyka
nie zawsze musi być przełomowa.

ERYKAH BADU - „NEW AMERYKAH part 1”
„królowa neo-soul'u” kojarzona przez większość ludzi przez swoje turbany wróciła z nowym albumem, i to jakim albumem. Chyba najciekawszym w swoim dorobku. Spotkałem się z opinią , że brak na nim klimatu ale się z tym nie zgodzę. Bo klimat jest – może inny, ale jest. Album dynamiczny, swobodny, melodyjny i bardzo eklektyczny. O Erykah lepiej nie pisać, tylko jej słuchać. Najlepsze utwory: „the healer” „soldier” „the cell” oraz „telephone”.

NôZE - „SONGS ON THE ROCKS
tego albumu nie można traktować poważnie, tego projektu nie można traktować poważnie. Muzycznie album doskonały, bardzo koncertowy. Ale prośba do Panów: błagam nie spiewajcie po angielsku! Bo raz ze nie umiecie a dwa ze o wiele ciekawiej brzmicie po francusku. I ten frnacuski robi klimat imprez francuskiej bohemy z początków XX wieku.

EMILIANA TORRINI - „ME AND ARMINI” +
Islandka się zakochała – nie ukrywa tego. Dostaliśmy może trochę papkę miłosną, ale na dobrym poziomie. Świetne gitary – te akustyczne oraz te elektryczne. Nieważne kiedy puścimy sobie ten album, zawsze pojawi się delikatny uśmiech.. tyle:P

SCARLETT JOHANSSON - „ANYWHERE I LAY MY HEAD” +
„Gdzie się podziały tamte prywatki?”, gdzie się podziały tamte albumy? Aktoreczce zachciało się nagrać płytę I nagrała. I pomagał David Bowie. I wyszło lepiej niż przyzwoicie. Fajny klimat muzyki z dekad przeszłych osadzony gdzieś między jawą a snem, koszmarem a bajką dla dzieci. Tak bajecznie, trochę narkotycznie jeszcze mniej mistycznie. Warto sięgnąć po to wydawnictwo – miłe tło podczas rysowania:P

LADYTRON - „VELOCIFERO” +
Fenomen tej czwórki jest fakt, że oni ciągle coś zmieniają, kombinują, dostosowują się do mód na brzmienia, jednak brzmią jakby tak samo, tak po swojemu. i może czasami to jest klucz do sukcesu? czasami nie trzeba być mega odkrywczym, ciągle szukać tylko robić swoje (i być może trochę przewidywalnym?) . Album Ladytron był dla mnie dobrym początkiem muzycznego roku. niesamowita siła utworu "Deep Blue" doskonale nadającego się doskonale do szybkiej jazdy za kierownicą samochodu ( po autostradzie oczywiście po autostradzie :P )

OSZIBARACK „PLIM PLUM PLAM” +
Po pierwszej płycie Oszibarack "moshi moshi" uważałem ze razem z dick4dick to nasze dwa ostre pazury, żeby zaatakować stare państwa unii. Jednak po wydaniu przez nich swoich drugich albumów, i Oszibarackiem i Dick4Dick (o tym niżej) się rozczarowałem. Po tworzeniu elektronicznych kompozycji wydali album... no .. hmm .. piosenkowy, popowy? ale cóż - jaki tytuł taka płyta? w pierwszej chwili odrzuciłem i mówiłem nie nie nie. Później posłuchałem
i pomyślałem "a może?". Album dobry, naprawdę dobry, ale.. Ale to nie ten kierunek którym myślałem, że pójdzie ten zespół. Gdyby nie dobre partie dęte i ogromna siła tych utworów w wersjach na żywo, znaleźli by się w zestawieniu piętro niżej. zwłaszcza przez drażniący wokal w "molly".

STREAFA ALBUMÓW ŚREDNICH (+/-) (KOLEJNOŚĆ NIEPRZYPADKOWA)
Najczęściej znajdują się tutaj debiutanci, którzy swoimi płytami mogą nas zaskoczyć – ale lepiej zbytnio nie chwalić :P Również albumy dobre ale takie o których można łatwo zapomnieć.

CRYSTAL CASTLES - „CRYSTAL CASTLES” +/-
Ten album to szaleństwo. Zarówno twórcze jak i koncertowo-imprezowe. Kanadyjski duet po prostu pojechał tworząc album, który jest bardzo świeży mimo wykorzystania rozwiązań które jakby się już gdzieś pojawiały i były znane. Dobrze zaznaczony rytm, dużo zapętleń, elektorniczne smaczki, masa syntetycznych dzięków z rockowo-punkowym zacięciem oraz 8bit tak popularny w ostatnim czasie. Wszystko dobrze wymieszane i super podane. Duet pracował nad nim w sposób swobodny, nie myśląc w ogóle o wydaniu a to bardzo im pomogło. Debiut tak mocny, że następna płyta będzie na 100% gorsza.

SANTOGOLD - „SANTOGOLD” +/-
Kiedy usłyszałem pierwsze kawałki Santi moja myśl była jedna: "Po cholere kolejna M.I.A?". Współpraca z Diplo i M.I.A na szczęście zakończyła się tylko pół kopią wspomnianej "Terrorystki". Na szczęście Santogold poszła w klimaty bardziej "rockowe i indie” w czym widać, że czuje się dobrze. Album świeży bo i mamy debiutantkę. a gdzie lądują debiutanci? na półce z napisem "do obserwacji". dlatego Santogold znalazła się w tej grupie albumów.

LETKO - „MANY THINGS” +/-
Z "Many Things" jest podobnie jak z "Tesla" Silver Rocket - należy ten krążek posłuchać kilka razy z różnymi w swej długości odstępami czasowymi. Jest pełen muzycznych niuansów, bardzo delikatnych (zresztą cały album jest "delikatny"). Wokal z stosunkowo dobrym akcentem jest przyjemny, nie nachalny. Przy dźwiękach Letko miałem przed oczami jesienną podróż pociągiem w listopadowej słocie albo kolorowe parasole na Alejach Mickiewicza lub ulicy Szewskiej w Krakowie. Album przy całej masie pozytywnych wrażeń pozostawia jednak pewien niedosyt. jest to dobry debiut kieleckiego zespołu, jednak mam wrażenie, że pozostawili sobie furtkę na kolejne wydawnictwo. i dobrze. i czekam. I życzę powodzenia.

SONAR KOLLEKTIV ORCHESTER - „GUARANTEED NICENESS” +/-
Jak wskazuje sama nazwa tego projektu brzmienia na tym albumie są typowo „orkiestrowe”. Smyszki dęciaki perkusje i ładne wokale. Album przyjemny, lekki troche chillowo-loungowy. Siła prawdopodobnie brzmi w wystepach na żywo – kto był na nich w Warszawie ten miał szczęscie :)

BOOKA SHADE - „THE SUN AND THE NEON LIGHT” +/-
Odsłuchując ten album, za każdym razem mam w głowie zdanie „jakie to wszystko minimalistyczne”, jednak duetowi z Niemiec daleko do minimalu. Mamy za to dużo elektronicznych smaczków – czasami bardzo delikatnych dźwięków, czasami naprawdę dobrego rytmu. Przy pierwszym zderzeniu z tym albumem można odnieść delikatne wrażenie, iż jest on soundtrackiem z jakiegoś filmu, jednak nic bardziej mylnego. Album daje duże możliwości remixowe – mam się nawet momentami wrażenie, że był to efekt ściśle zamierzony. Dobre, dobre wydawnictwo.

KRAAK & SMAAK - „PLASTIC PEOPLE” +/ -
Album bardzo nierówny. Zaczyna się bardzo przyjemnie, ciekawie i tanecznie a im dalej w dźwięk tym coraz większa nuda. Utwory zaczynają się ze sobą zlewać i powstaje jakaś dźwiękowa papka. Dostajemy dawkę typowych dla tego projektu ostrych sampli w połączeniu z instrumentalnością, Ale i tak nie zmienia to faktu papkowatości krążka.

CAT POWER - „JUKEBOX” + / -
Ta artystka robi od kilku lat swoje i to na dobrym poziomie. oczarowuje nas swoimi coverami i swoim głosem. i to jakim głosem. jest jedna z tych artystek, które kiedyś mogłem słuchać dniami i nocami, a i tak mi się nie nudziły. Jednak ten album odrobinę nudzi. chciałbym usłyszeć jej głos w połączeniu z innymi dźwiękami, z bardziej elektronicznymi i "świeższymi". Drobne rozczarowanie roku, ale tylko drobne.

KATARZYNA GRONIEC - "NA ŻYWO" +/-
Groniec potrafi śpiewać - tak, Groniec potrafi interpretować tekst - tak, Groniec wzbudza emocje - tak. Artystka jest? - jest. Album "Na Żywo" ociera się odrobinę o "The Best Of.."ale na szczęście nim nie jest. Koncertowy zapis kawałków zabrzanki w dużej mierze wypełniają utwory z ostatniego albumu "Przypadki" na co zupełnie nie narzekam, gdyż był to najlepszy i najbardziej dojrzały album w dorobku Groniec, a i jeden z najlepszych polskich albumów 2007 roku. Jednak "Live" nie można uznać za taką rewelacje - i nie chodzi tu wcale o brak świeżości a o produkt który odrobinę rozczarowuje. Nie wiem właściwie czym, ale może to tracklista, a może interpretacja moich ulubionych utworów. Jednak wydawnictwo warte nie jednego przesłuchania.

ALBUMY SŁABE (-) (KOLEJNOŚĆ PRZYPADKOWA)
Albumy nie są złe. Po prostu rozczarowują.

MISS KITTIN - "BATBOX" -
Electroclash nie żyje - to podobno wiemy od dawna. A więc kim jest Panna Kotek?? Zombie?? duch?? Nie. Jest to trzymajaca kondycje artystka. ale czy aby na pewno?? "Batbox" jest albumem niesamowicie wtórnym w dorobku artystki. Większość podkładów muzycznych oraz sampli brzmi jak b-side'y z albumów z Hackerem bądź z Golden Boy'em. Skoro Koteczek nie zaskoczył nas samplami to może wokalem?? i tutaj mamy wtopę niewybaczalną dla kogoś kto w życiu pracował nad kilkoma albumami. Mianowicie Caroline totalnie zabrakło samokrytyki - niekoniecznie musiała udowadniać ze jest dla niej ogromnym wysiłkiem zaśpiewać czysto. Słychać to wyraźnie w kawałku „play me a tape”, a w szczególności w najlepszym numerze na płycie czyli „grace”. Jak Grace Jones w doskonały sposób wyśpiewała frazę „amaizing grace”, tak Panna Kotek dobiła nim gwoźdź do trumny swojej oraz całego electroclash'u. Czy warto wracać do tego wydawnictwa??
Tak, do singlowych "Kittin Is High" oraz wspomnianego wcześniej „Grace”.

GOLDFRAPP - „SEVENTH TREE” -
Brytyjski duet wydal album dobry - ok. Ale rozczarowali mnie strasznie, ogromnie, niesamowicie
i w ogóle ubolewam bardzo. Po wręcz idealnym debiutanckim "Felt Mountain" wydawali później
„Black Cherry” i „Supernature”, które "Ambitne" i przełomowe nie były, ale był to pop na najwyższym poziomie. Wiec po jaki .... zabrali się za brzmienia aktustyczne? To jest popularne w Polsce gdzie jest dwóch producentów wytwarzających albumy kobiet „nowośpiewajacych” i takich, co śpiewaja już od jakiegoś czasu i dla dobrej sprzedaży robią sobie muzyczny lifting zeby brzmieć jak Ania Dąbrowska. Ale Goldfrapp?? Pod względem formalnym album jest pełen pięknych kompozycji, przyjemnych dźwięków i wszystko jest takie piękne i dopracowane. Najlepsze utwory: "Clowns" oraz "A&E". Apeluje do Goldfrapp: Wracajcie na ścieżkę elektroniki!

SIGUR ROS - „MEĐ SUĐ Í EYRUM VIĐ SPILUM ENDALAUST”
W roku 2007 niektórzy artyści zapoczątkowali pewne "mody" : Bjork na wydawanie słabych albumów, a Patrick Wolf na albumy "wesołe" mimo, iż wcześniej był Mr. Chodzącą Depresją. Islandczycy natomiast dostosowali się do nich i wyszedł album... słaby. Słaby jak na nich... Brak tu klimatu który do tej pory był ich najmocniejszyn atutem. Do tego mam wrazenie ze stoja w miejscu. ehh szkoda. Album dobry ale trochę mdły. O dziwo teraz sobie zaprzeczę ale najlepszy, najweselszy i najświeższy to otwierający album kawałek „Gobbledigook”.

DICK 4 DICK - „GREY ALBUM” zajebisty minus " - - - - - - "
Jak widać popularność nie popłaca. Pierwszy album prezentował dobry electropunk z tekstami o piciu „kefiru”. a teraz wyszła ordynarna "awaria" Peszkówny. do tego płyta zawiera 16 kompozycji gdzie średnia długość utworu to 2:30. Materiał jest tak kiepski ze po przesłuchaniu 11 numerów myślałem ze jestem po 3... Dziadostwo roku. Żenuła Roku i Przykład dla wszystkich, którzy chcą zostać popularni na kontrowersji - wtórnej kontrowersji tak na marginesie.

MARIA PESZEK - „MARIA AWARIA” -
Przy całej sympatii dla Maryśki i z pewną przykrością muszę wystawić taką ocene. A co najdziwniejsze nie dlatego, że album jest zły – om nie jest do przełknięcia w całości. ok - raz. za pierwszym odsłuchaniem. Ale później nudzi jak cholera. Trzeba zrippować i wymieszać z innymi utworami bo inaczej męczy słuchanie o Marysinych orgazmach, wzwodach, Edkach i członkach (Zdzicha... Edka.. nieważne). Mam również wrażanie, że mimo super muzyki Smolika, z rodziną Waglewskich Maria brzmiała lepiej. Częstochowskie rymy Peszkówny uwielbiam, ale jak wspomniałem wcześniej - nie w takich ilościach. do tego pojawia się pytanie - o czym teraz będzie spewała ta artystka? było miasto, był/a sex/miłość więc co teraz? teraz chyba dragi na co wskazuja prześwietne muzycznie "muchomory".

MILOOPA - „UNICODE” -
niech mnie zjedzą, zrobią intelektualną i fizyczną kastracje, ale Miloopa cierpi na syndrom drugiej płyty. Taki ten album nudny.... oj jaki nudny, oj jaki nudny. Nie ruszył mnie w ogóle...



20 KAWAŁKÓW ROKU 2008 (KOLEJNOŚĆ NIEPRZYPADKOWA :P)
1.Loco Star – Arps
2.Grace Jones – Corporate Cannibal
3.Mr. Scruff – Music Takes Me Up (feat. Alice Russel)
4.Hot Chip – Shake a Fist
5.The Herbaliser – On Your Knees (feat. Jessica Darling)
6.Hercules And Love Affair – Blind
7.Sigur Ros - Gobbledigook
8.Ladytron – Deep Blue
9.Krakk & Smaak – Squeeze Me (feat. Ben Westbeech)
10.Booka Shade – Charlotte
11.Luomo – Love You All (feat.Apparat)
12.Zova – Extra
13.Erykah Badu – The Healer
14.Hadouken! - That Boy That Girl
15.Jazzanova – I Can See
16.Crystal Castles – Vanished
17.AutoKratz – Pardon Garcon
18.Santogold – Lights Out
19.Plan B – „That’s Wassup”(feat. Cell 7)
20.Silver Rocket – Edison (with Marsija)

Utwory Ellen Allien nie da sie słuchać pojedynczo więc w podsumowaniu utwrów sie nie zanalazła.

"ODKRYCIE" ROKU 2008 - ELSIANE

niedziela, 14 grudnia 2008

Święta

Zbliżają się :) i nie ukrywam, że uwielbiam Boże Narodzenie. Można narzekać, wyśmiewać ale i nie ma takiej atmosfery o innej porze roku.

z racji świąt, przy tkliwym "liście do matki" Violetty Villas (wiem wiem ale co tam:P) zabrałem sie za dekorowanie pokoju na świeta. Mini "instalacja" powstała :P
komercja świąt? na ten okres w roku przestańmy być krytyczni :P













czwartek, 11 grudnia 2008

in da workshop... part I

nie musze ukrywać, że wiekszość ostatnio wstawianych prac ma dosyć dawna date ważności... więc postanowiłem pokazać rzeczy którymi zajmuje sie teraz. a ponieważ grafika zajmuje odrobine czasu i wymaga jeszcze wiecej pracy to do efektu końcowego jeszcze daleko. Projekt oraz faza rycia linorytu/tektorytu do "Man-Machine".